Szanowny Panie profesorze!
Widzę, że nawet tak wykształcony
człowiek jak Pan dał się ponieść obecnemu nurtowi, w którym ważny jestem tylko
ja i mój punkt widzenia, a słowo empatia jest totalnie obcym, nawet powiedziałabym
nieistniejącym w dzisiejszym myśleniu.
Tak, jestem Mamą i mam wózek, a
nawet dwa. Przez 4 lata siedziałam w domu, najpierw w ciąży, potem na
macierzyńskim, potem znów ciąża, macierzyński i wychowawczy. Odkąd na świecie
pojawiły się dzieci mój dzień wygląda tak:
Pobudka 5-6 rano, karmienie
dzieci, planowanie obiadu i zakupów, ogarnianie twórczego bałaganu tworzonego
przez mojego męża szalonego naukowca do spółki z dziećmi. Potem spacer, zakupy,
znowu karmienie, gotowanie obiadu, koniecznie z dwóch dań, znowu karmienie.
Potem jedno dziecko śpi, drugie robi wszystko żeby je obudzić, a ja w tym
czasie sprzątam po obiedzie, wstawiam pranie, odpowiadam na milion trudnych
pytań mojego dziecka w stylu: „mamo a tato ma siusiaka, a dlaczego ja nie mogę
mieć”. Biegam między kuchnią, dziećmi a łazienką. Potem znów karmienie i idę na
spacer...a tam prawdziwe nierobienie niczego...Stoję od 5 sekund, gdy nagle
dzieci rozbiegają się, jedno chce popełnić samobójstwo skacząc z drewnianego
zamku, drugie strasznie stara się wejść pod rozpędzoną huśtawkę. Zaczynam
rozmowę z sąsiadką 4 razy i ciągle biegam...Już nie wiem w końcu, o czym
rozmawiałyśmy. Wracamy do domu, jemy kolację, kąpię moje dwa szczęścia starając
się żeby nie wypiły całej wody z wanny i nie zjadły znowu mydła. W końcu
czytanie bajki i sen...Kładę ich, ale zanim usiądę na kanapie, żeby pierwszy
raz w ciągu dnia pogrążyć się w otchłani ciszy i bezmyślności, zaglądam do
kuchni, a tam znowu gary. Myję je i jest godzina 21. No wreszcie mam czas dla
siebie...co tu robić przecież dosłownie rozpiera mnie energia po nierobieniu
niczego cały dzień...W międzyczasie mój mąż wraca do domu i zarzuca mnie
potokiem słów, żebym usłyszała najnowsze wieści z kraju i ze świata...Budzę się
jest godzina 23 mój mąż całuje mnie czule i mówi, że idziemy się kąpać ja mu na
to, że umyję się rano, bo moje ciało dalej jeszcze śpi. Przeczołguje się na
łóżko w sypialni. Czasem udaje mi się nie być budzoną w nocy przez potwora,
który zjada mojej córce notorycznie poduszkę i śpię słodko do tej piątej czy
szóstej. Życzę Panu Takiej nudy i nierobienia niczego Panie Profesorze, a to
tylko przecież kawałek tej nudy, proszę spróbować pojechać z dwójką maluchów
(3,5 i 1,5 rocznym), przez całe miasto na szczepienia albo w innym celu. O ile
ktoś Panu pomoże wgramolić się i wysiąść z tramwaju. Kobieta z wózkiem czasem
bywa straszniejsza niż wszystko inne na świecie.
Jestem wózkową, bo śmiem
oczekiwać, że kierowcy będą parkować na chodnikach z godnie z przepisami, tak
abym nie musiała jechać po ulicy wózkiem, bo chodnikiem się nie przecisnę. Oj
straszne te wózkowe straszne. Poświęciłam moją karierę i możliwość rozwoju
zawodowego, dla mojej Rodziny. Dzięki temu mam dwójkę fajnych dzieciaków i męża,
który realizuję się w swojej pracy. Przepraszam, że marzę o kraju, w którym
wózkowym płacą emeryturę za nierobienie niczego.
A propos pracy, to może Pan zna
pracodawców, którzy pozwolą mi zabierać dzieci ze sobą. Bo widzi Pan nie
wygraliśmy kastingu na państwową placówkę, a na prywatną nas nie stać i jeszcze
poproszę cudowny lek na niechorowanie dziecka w przedszkolu, żebym mogła nie
leniuchować na tym L4, albo Babcię, której nie wydłużyli wieku emerytalnego i
może się spokojnie zajmować naszymi pociechami.
Nie przyszło Panu do głowy, że
to, co Pan widzi to tylko jeden kadr z całego filmu. Jestem wózkową. Jest tak
jak Pan napisał, z tym, że w międzyczasie bycia tą Matką, chodzę przynajmniej
dwa razy w tygodniu na siłownię, ukończyłam dwa kierunki studiów podyplomowych,
w tym roku robię certfikat z jednego języka w przyszłym roku z drugiego, chcę
iść na doktorat, żeby być wózkową z doktoratem :)))))))))))))).....myślę, że
już więcej nie muszę pisać.
Pozdrawiam serdecznie Wózkowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz