czwartek, 6 czerwca 2013

no i cisza....

...bo co tu mówić, gdy dopiero początek czerwca, a ja wykorzystałam już 60 dni L4 na dzieci...mój szef i koleżanki z pracy myślą, że chodzę sobie na wolne dla przyjemności. Bo to przecież wielka przyjemność wycierać w kółko zasmarkane nosy, inhalować, wymyślać podstępy, żeby wcisnąć leki i budzić się po 10 razy w nocy. Do tego wszystkiego globalne ocieplenie okazało się być globalnym zalaniem, zakomarzeniem i zaślimaczeniem. Urodziła bym w sumie jeszcze i dwójkę dzieci, tylko się boję, że jakiemuś lekarzowi będzie się mniej śpieszyło na porodówkę niż dziecku. A poza tym to chcę słońca i morza!

Jakiś czas temu oglądałam w pewnym programie śniadaniowym wywiad z panią, która w sposób "bez zbędnego owijania w bawełnę" opisała porób, to co po porodzie i to co z tym związane. Pytali się jej poco jej taki ekshibicjonizm- no jak to po co, ano po to, żeby ludzie wiedzieli w co się pakują. Wszyscy myślimy jak będzie pięknie, a potem gdzie się nie odwrócisz to dupa z tyłu. Siedzimy w tych swoich czterech ścianach i myślimy sobie coś ze mną nie tak, co mi nie wyszło, miało być tak super, a tu się okazuję, że jesteśmy ok. Tylko, że niektórzy wolą zachowywać pozory i udają, że białe jest czarne, a czarne jest białe, tylko po co?!
Przecież i tak cokolwiek na świecie się nie zdarzy to "wina Tuska" - Donaldzie dziękuję Ci że jesteś i że mogę zdjąć z moich barków te wszystkie winy i wrzucić je na Twoje zacne barki. Być może bez Ciebie musiała bym sobie coś zarzucić, a tak jesteś Ty i staję się lepsza :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz